„Próbą złota jest ogień, nieszczęście - dzielnych ludzi.”
- Seneka Młodszy
Róisín uważała filmy o podróżach w czasie za nieznośną sztampę opanowującą repertuary w sezonie letnim, na którą mogłyby się pokusić jedynie znużone własnym nieciekawym życiem rodziny idące do kina w celu pochłonięcia zbyt dużej ilości popcornu lub młode pary, w których buzują hormony, ale jednak nie wypada im uprawiać seksu w domu rodziców. Mimo swojej niechęci do wszelkich szmir bazujących na maszynach, które przeczą absolutnie wszystkim prawom logiki i fizyki, zupełnie inaczej wyobrażała sobie moment zmiany epoki. Absolutnie nie oczekiwała fanfar i wiwatów tłumu w reakcji na pojawienie się przybyszów z kompletnie innej rzeczywistości. Wręcz przeciwnie, w swojej głowie widziała niekłamane zdziwienie, szok, a może nawet omdlenia. W ciągu ostatnich dni okazało się jednak, że życie to w istocie film, ale niestety dość nieudany, niskobudżetowy i z wyjątkowo źle dobraną obsadą.
„Nareszcie jesteście, długo kazaliście na siebie czekać” było pierwszym zdaniem jakie usłyszała stawiając niepewny krok w nowe realia, które stanowiły dziko rosnąca trawa, rozpadająca się chata i banda dziwolągów z przeróżnych zakątków świata.
Takie powitanie zdecydowanie nie zasługiwało na miejsce w rankingu najlepszych cytatów filmowych.
Autorem frazy-do-jak-najszybszego-zapomnienia okazał się niewysoki staruszek w dość niecodziennym ubraniu, które nie podchodziło nawet pod kategorię vintage. Róisín ledwo powstrzymała natrętne komentarze cisnące się na jej usta, szukającej ujścia pomiędzy poddawanymi przez trzy lata leczeniu ortodontycznemu zęby. Dlaczego to zawsze musiał być siwy facet? Stereotyp o niebagatelnej inteligencji mężczyzn stojących jedną nogą w grobie powinien był upaść wraz ze zniesieniem niewolnictwa.
- Witajcie w Mistyi. Moje imię brzmi Oren i to ja was tu wezwałem. Od dzisiaj jestem waszym mentorem, który pomoże wam w wypełnieniu waszej misji.
Róisín zamrugała parę razy oszołomiona zakłóceniem w formułowaniu spostrzeżeń. Dopadła ją pokusa, by wypróbować żywioł ognia na tym kompletnym maniaku, by móc z triumfem i niezakłóconym spokojem obserwować jak, wraz ze swoimi mądrościami, zamienia się w popiół, jednak czuła się zbyt ociężała na zrealizowanie swoich niewinnych marzeń. Nie chodziło tylko o to, że niedawno została z korzeniami wyrwana z Irlandii. Po prostu odgrywanie bohaterki nigdy, przenigdy, nie powinno stanowić sensu jej życia.
Oderwała rozzłoszczony wzrok od pomarszczonej twarzy, z której zaczął się sączyć potok zupełnie bezsensownych słów. Fragment historii Orena, który bezwiednie pochwyciły jej uszy utwierdził ją w przekonaniu, że „mentor” całe życie chodził nawalony. Rozejrzała się w poszukiwaniu pustych butelek po płynnym miodzie lub innych trunkach popularnych wśród ludzi-zabytków. Zamiast tego jej wzrok padł na grupkę osób, z którymi miała dzielić swój los. Wszyscy wydawali się zupełnie pochłonięci bajkami Orena. Jakby znaleźli się w pościeli z najdelikatniejszej włoskiej bawełny, znów mieli po siedem lat i nieprzytomnym wzrokiem śledzili poczynania kreskówkowych postaci na szklanym ekranie, gotowi zasnąć, gdy Królik Bugs zje swoją ostatnią marchewkę.
Cóż, niektórzy posiadacze kryształów pewnie dalej byli na tym etapie swojego życia.
Jamie również sprawiał wrażenie zahipnotyzowanego opowieściami o odległych czasach, magii, odwiecznej walce dobra ze złem i koneksjach rodzinnych. Czasami ciężko jej było uwierzyć, że byli w stanie się dogadać.
Oren przerwał wreszcie swoje przemówienie i zaczął prowadzić ich w kierunku chaty, którą Róisín bez wahania włożyła do kategorii RUINY I SKANSENY. Ze sporą obawą obserwowała jak staruszek otwiera klapę w podłodze ze zbutwiałego drewna. Chciał im pokazać szczątki wcześniejszych posiadaczy kryształów? A może zapoznać ich ze swoją hodowlą szczurów? Oren nie kwapił się jednak do wyjaśniania swoich motywów, odsunął się od przybyszów i ostentacyjnie wkroczył na podziemne stopnie. Róisín z niedowierzaniem patrzyła na oddalającą się, nienaturalnie drobną sylwetkę. Tuż za nim podążył Luis i jego przyjaciel.
Jak mogli być tacy nonszalanccy? Nie rozumieją, że właśnie odbierają sobie normalne życie?
Róisín starała się zapanować nad sobą. Na lekcjach aktorstwa miała kiedyś sesje medytacji, gdzie uczyła się uspokajać przed przesłuchaniami. Musiała wybrać jedno słowo i powtarzać je w myślach. Spróbowała tego teraz, wyobrażając sobie kamerę i jej słowo perfekcja. Instruktorka chciała, żeby wybrała coś innego: skupienie albo walka. Ostrzegała, że nie da się osiągnąć perfekcji. Ale Róisín i tak została przy swoim.
- Chodź - szepnął do niej Jamie, ciągnąc ją za dłoń. Prawą nogę postawił już na pierwszym schodku, oczekując, że dotrzyma mu towarzystwa. Zamknęła oczy i pomasowała skronie, mając nadzieję, że gdy je otworzy, otwór w posadzce zniknie i jej życie powróci do normalności.
- Nie dajmy im na siebie czekać.
Róisín otworzyła oczy. Widząc wyczekującą minę przyjaciela i zatroskane, podpuchnięte oczy głęboko osadzone w niezdrowo bladej twarzy, z ociąganiem zaczęła schodzić, pozwalając by piekło powoli materializowało się przed jej wysłużonymi espadrylami.
Hej, przynajmniej była już oswojona z ogniem!
Na dole, zamiast potępionych dusz, zastali wąskie korytarze zakończone drzwiami. Róisín zastanawiała się, który krąg piekielny Oren każe im zwiedzić najpierw.
- Macie tutaj mnóstwo pokoi. Każdy znajdzie coś dla siebie. Jeśli drzwi są zamknięte, to oznacza, że jest to moje prywatne pomieszczenie, do którego macie kategoryczny zakaz wejścia - oznajmił Oren, rzucając każdemu z osobna ostrzegawcze spojrzenie.
Jakby chciała wiedzieć, co jest za którymikolwiek drzwiami w tym obrzydliwym, zatęchłym domu.
Wraz z Jamiem wybrali pokój niedaleko schodów. Pomieszczenie z porysowaną, drewnianą podłogą, brzydkimi regałami na książki pod ścianami i dwoma zakurzonymi łóżkami, które wyglądały jak ofiary katastrofy w fabryce meblowej utwierdziło Róisín w przekonaniu, że znalazła się w XI Kręgu. Zajrzała pod łóżko, spodziewając się zobaczyć Brutusa i Kasjusza baraszkujących w najlepsze na skrzypiących deskach. Jedynym odkryciem okazał się niewielki pająk, który z niezmąconym spokojem tkał sieć. Przynajmniej on będzie miał mieszkanie swoich marzeń. Ich pokój pozostawiał wiele do życzenia. Zważywszy na przyćmione światło i skośne sufity, to byłby prawdziwy koszmar dla handlarza nieruchomościami, żeby wskrzesić coś ciekawego z tej przestrzeni.
Znaczy coś innego niż piwnicę?
Chwiejnym krokiem podeszła do drzwi znajdujących się na drugim końcu izby. Pociągnęła za klamkę, jednak drzwi nie ustąpiły. Widocznie prywatnymi pomieszczeniami Orena okazały się łazienki.
Jamie oparł się o słup podtrzymujący sklepienie, ze zmieszaniem targając dłonią opadające na oczy ciemne loczki.
- To na pewno tymczasowe - zapewnił, chociaż w jego głosie nie dało się odnaleźć nawet słabej nuty przekonania.
Róisín spojrzała na niego sceptycznie i opadła na łóżko. Syknęła z bólu i zaczęła rozmasowywać udo schowane za dość znoszonym jeansem. Materace nie były widać popularne w Lucyferolandii.
Jamie wyjął Marlboro z powyciąganej kieszeni spodni i bez słowa wyciągnął nieco pogiętą, otwartą paczkę w jej stronę. Wyjęła papierosa, włożyła do ust i, nie czekając na zapalniczkę, odpaliła go jednym ruchem dłoni. Wzięła trzy porządne machy, aż ją zemdliło, zakręciło jej się w głowie i poczuła się niezupełnie przyjemnie zamroczona. Wypuszczając dym, oddała papierosa przyjacielowi.
- Jamie, nie trzeba być Sherlockiem, żeby stwierdzić, że mamy przejebane - oznajmiła wypranym z emocji głosem i położyła się z powrotem na łóżku, tym razem zdecydowanie delikatniej, pozwalając opaść swoim powiekom.
Widać było, że jest niewyspana. Przed wyjściem do muzeum dwa razy nałożyła hojną warstwę kremu pod oczy, ale nadal miała sine worki.
Zupełnie jak Maria Antonina przed pójściem na gilotynę.
Róisín obudziła się w tym samym koszmarze, w którym udało jej się zasnąć. Spragniona świeżego powietrza wybiegła na dwór i ze złością posłała iskrę w kierunku sterty gałęzi. Konary w mgnieniu oka zajęły się ogniem, rozświetlając pustą przestrzeń. Podwinęła pięćdziesiąt warstw sukienki, której materiał nieprzyjemnie drapał jej skórę i usiadła na trawie. Okazało się, że w pakiecie ze spartańskimi warunkami dostali wyjątkowo okropne stroje z epoki kamienia łupanego, które skazywały kobiety na wieczne niewygody i wygląd średniowiecznych parobków. Róisín czuła się jak lalka barbie, do której dorwało się jakieś nieokrzesane dziecko, które zamiast bawić się w uroczą, współczesną rodzinkę, daje upust swoim zboczeniom. Po chwili na zewnątrz zgromadzili się wszyscy posiadacze kryształów, ich przyjaciele i sam Oren, wszyscy, niczym ćmy przy żarówce, stłoczyli się wokół jej nieudolnego ogniska. Oren opowiedział im historię ich mocy, kraju, w którym się znaleźli, dorzucając opis tego, z czym przyjdzie im się zmierzyć. Przeciwnikiem w walce, jaka ich czekała, okazały się dość przyziemne istoty - ludzie. A konkretniej właściciele kryształów grzechu.
Róisín niewiele zrozumiała z tej opowieści, co nie przeszkadzało jej w zadawaniu niezbyt uprzejmych pytań. Zamiast próbować nadążyć za gawędą staruszka, żywo reagowała na najbardziej odrealnione fragmenty i wyobrażała sobie jak Oren wyjmuje zza pleców kiełbaski, gitarę i piwo i oznajmia, że naprawdę nieźle ich nabrał.
Jej współtowarzysze niedoli przedstawili się sobie nawzajem, Róisín również pozwoliła się nieco poznać, mocno ograniczając swoją wypowiedź. W jej głowie wciąż siedziało jedno słowo, uparcie trzymając się jej wnętrza, nie dając chwili wytchnienia. Średniowiecze. Znaleźli się w Średniowieczu. Przeklinała w duchu pomysłodawców Planety Małp, Powrotu do Przyszłości i Terminatora. Miała nadzieję, że za chwilę dołączą do ich wąskiego grona i na własnej skórze przekonają się jak niewiele wspólnego z rozrywką ma przewodni motyw ich filmów.
Róisín nienawidziła podróży w czasie, ale jeśli miałaby coś do powiedzenia, zamiast braku prądu i bieżącej wody, bez wątpienia wybrałaby apokaliptyczną przyszłość bez żadnej szansy na przetrwanie. Gdyby na planie pojawiły się zombie, z rozkoszą oddałaby im swój mózg na złotym półmisku.
I dorzuciła ten przeklęty kryształ zza ucha.
Hehehe, banda dziwolągów. Nie no, padłam XD
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się sposób, w którym mówiłaś o wszystkim , podobały mi się strasznie przemyślenia dziewczyny mimo, iż miałam wrażenie, że Roisin umie tylko narzekać. Miałam też na początku wrażenie, że ominęłaś kilka kwestii innych bohaterów, ale kiedy doczytałam dalej to zobaczyłam, że to było specjalnie i że są chyba w sumie tylko dwie wypowiedzi Orena i to, co mówił przyjaciel Roisin.
Straszyłaś, że notka okropna, a mi się podobała. Była chyba trochę inna od wcześniejszych, ale miała takie fajne coś :)
Rozbawił mnie trochę fakt, że co jak co, ale fajki zawsze przy sobie trzeba mieć i Bogu dzięki, że ktoś miał je w kieszeni, bo co to by było XD Hmmm, ciekawe co zrobią, jak im się już skończą? :)
Łoo, ale się rozpisałam.
Weny, pisz dalej i dodawaj notki częściej!
Smile. :)
Rzeczywiście straszna maruda z Roisin :D. Ja też pomarudzę.
OdpowiedzUsuńCzemu tak krótko? Nie dość, że rzadko, to jeszcze krótko :(. Oby teraz było chociaż częściej. Ale podobało mi się to inne podejście do przeniesienia i ogniska :). Choć było bardzo, bardzo, baaardzo skrótowe.
Roisin narzeka, ale jeszcze bardziej wyolbrzymia xD. Robi ładne widły z igły, ale wiem, już czytałam na forum :).
Lubię Jamiego :D. Jest taki ciepły i sympatyczny, ale jednocześnie tajemniczy. Oby Roisin i Jamie pojawili się następnym razem wcześniej :). Ade
Roisin tylko narzeka i narzeka :D Że ona ma tyle sił na to. Ciekawe czy całe życie była taką marudą. Jeśli tak to współczuję Jamiemu. Oczywiście nie mówię tego w negatywnym słowa znaczeniu, ma to swój urok oczywiście :D Ale mam nadzieję, że w końcu kiedyś coś jej się spodoba :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tośka
Zdecydowanie za krótko jak dla mnie, o wiele. Uwielbiam czytać Twoje rozdziały, bo 1. Roisin ma zupełnie niż wszyscy inne spojrzenie na wszystko i 2. są niesamowicie błyskotliwe. Połączenia słów i koncepcji zawsze mnie zachwycają, za każdym razem. Nie wiem jak to robisz, ale mam nadzieję, że i ja kiedyś się tego nauczę.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że już po ognisku, bo jestem strasznie ciekawa dalszych przygód Roisin i Jamiego, więc mam nadzieję, że nie będziesz nam kazała długo czekać na kolejną odsłonę.
Bardzo dziękuję :) każdy ma swój unikalny styl pisania, trzeba go tylko docenić, więc nie wiem czy warto zmieniać swój ;) wszyscy narzekają na jej narzekanie, ale ja podejrzewam, że zachowałabym się podobnie, może jest to męczące, aczkolwiek w moim odczuciu bardzo ludzkie. raczej jej się tam nigdy nie spodoba, ale przywyknie na pewno, to mogę obiecać!
OdpowiedzUsuńA ja uważam, że wcale nie narzeka XD Aż tak bardzo. Wręcz przeciwnie: zupełnie rozumiem jej reakcję, jako osoby przyzwyczajonej do współczesności =) Roisin jest wspaniałą postacią, ale to nic w porównaniu z tym, jak o niej piszesz. Cookie powiedziała, że błyskotliwie. Zgadzam się w 100%! Twoje słowa tak pięknie łączą się ze sobą, w dodatku odwołania do filmów i kultury są niesamowite. Podziwiam, Zu.
OdpowiedzUsuńNie każ nam tylko tyle czekać na kolejne części i rozpieść nas czymś odrobinę dłuższym, hm?
Pozdrawiam
Ale się opuściłam z komentarzami. To wręcz niedopuszczalne! Hańba w mym sercu!
OdpowiedzUsuńAle wracając. Usiadłam sobie spokojnie na kanapie i korzystając z tego, że mam nieplanowane dwa dni urlopu, odpaliłam papierosa i zaczęłam czytać. I wnikać w dziwny świat Roisin. Ale czy na pewno jest dziwny? Nie! To normalne, że wcale jej się nie podoba świat, do którego trafiła. I pewnie znając życie, sama zachowywałabym się podobnie. Wciąż podobają mi się jej porównania, jednak nie mogę wybaczyć, że dziewczyna nie lubi Powrotu do przeszłości. No błagam! Michael J. Fox? Jak można nie lubić tej trylogii?! Ale ok, jak następnym razem trafi do przyszłości, sama znajdę ładnego, dorodnego zombie i naślę go na dziewczynę. Masz to jak w banku! Nie za narzekania, ale właśnie za Foxa.
Dziękuję, ubawiłam się świetnie. Obiecuję, że następne notki postaram się komentować wcześniej!
Pozdrawiam,
F.